poniedziałek, 29 października 2012

The Zapewnienia


Rozmawiałem z miłą Panią, serce moje zapewniła:
"Marzeniami sny zapleciesz, wątłe mary pozorami!"
będąc sama marzycielką, z egzystencji tak wciąż kpiła: 
"Nie chcę prochem głowy sypać, wolę sen, choć tak mami."
Jakże cudna Ona była: włosy złote, usta pełne i czerwone,
gdy w jej oczy się spojrzało, chciało serce uciec z ciała,
miała skórę, niczym jedwab, piersi Wenus ukradzione,
"Nie chcę smutnieć, starzeć, jam w tym świecie taka mała.."
I niczym gwiazdy, spadał pył, niezgłębioną chwałą Pańską,
zapładniając siłą serce, które w niebo wzlatywało,
z aniołami chwaląc "Jestem", obietnicą ta niebiańską:
"Macie niebo, macie ziemię", mamy wszystko, się zdawało.

ZATWIERDZIŁY

rzygowiny torba
śmieci wrak
whiskey
człeka
cola coca
full taste zero
how good



czwartek, 25 października 2012

Krzy(k/ż)


Wszyscy wy, nad mierność miernoty, och, jak wami gardzę!
Zgińcie i idźcie w diabli, niedzielni wy kierowcy życia, 
Wężowe dziatki, tulcie mnie miłosiernie, wciąż trzymając gardę,
nie dając swym zapewnieniom lokaty pokrycia!
Och jak bardzo nie chcę być taki jak wy, och jak się tego boję,
bo musiałbym wzrastać, poprawić się i żyć należycie,
lecz jako syn marnotrawny, zdradzając was tak tutaj stoję,
dalej marniejsze niż marność będzie moje życie...
Uparłszy się wcześniej, że w dnie dziurę wykopię,
kopałem i kopałem, lecz kilof tam u góry został,
a teraz albo mułu metry, albo mam miernotę
wybrać, choć mniej mierną, kto by temu sprostał?


środa, 24 października 2012

Ten nos


Chyba płonie Babilon, chyba, bo już nie wiem
zmienia się wszystko tu i tam, w sensie: w moim życiu,
siedziałem wczoraj i piłem wodę, zimne miałem dłonie
myślałem o niej i o niej, i oczywiście o piciu. 

Patrzyłem w to zdjęcie, widziałem

oczy
nos
i włosy.
Patrzyłem w to zdjęcie, powiedziałem
te oczy
ten nos 
i te włosy

Patrzyłem w te zdjęcie i myślałem o życiu

myślałem nie o niej, lecz o niej, no i nie o piciu.
Zimno mi w stopy tak okropnie było,
i chyba się cieszę, że to się zmieniło,
i ciepło mi już w stopy, w dłonie również 
chyba mi ciepło, więc proszę uwierz: 

Chyba dam spokój.

Mam nowy pokój.
Taki okropny.
Krok to pochopny.
całkiem się mądry
niezbyt spokojny; 

Rzuciłem to w lewo, wszystko w lewo,

całym moim życiem rzuciłem żwawo 
w garści zmieszczone, ledwo jadalne,
wybrane, pomieszane, dość starannie
I nawet się nie obróciłem, za tym życiem całym
no i dobrze, bo nic nie zmieniwszy, nic by nie dały: 

urwały ręce, palce odmroziły, wątroba by siadła, serce szwankowało, usta zaślinione, właśnie! Bez rąk, palców, i innych mi potrzebnych członków, naprawdę.


A tak: 


Patrzyłem w niebo i myślałem o życiu

myślałem wtedy o niej, ale nie o piciu 
Zimno mi w palce tak okropnie było 
i chyba się cieszę, że to się zmieniło,
i ciepło mi już w stopy, w dłonie również 
jak cały ten babilon płonie...

CZUJESZ TEN SMRÓD, CZUJESZ!?

Hahahaha.

A tym babilonem jest dość subiektywna sprawa: 

jak mi czas leci, no i jak rośnie trawa, 
no i co z tego naprawdę, poważnie wynika
czy chce mi się spać, czy chce mi się czytać.

Sęk w tym, że na lini granicy musiałem przebywać,

cienka to linia, no i przesuwać się musiała, 
No i przez  tą inflację, pieniędzy mi znikać
zaczęło i sił do życia, och, jaka Bogu chwała.

wtorek, 16 października 2012

Cierpienia młodego Łukasza

"Cierpienia młodego Łukasza"



Siedemnastka mu stuknęła, no i napił się piwa
z rodzicami, ciotką no i pamięci świętej babką
teraz już pił i pił, wcale się nie ukrywał
no chyba, że czasem, a i to tylko z trawką...

Egzaltowany młodziak, znawca kulturowy,
dojrzały, dorosły, który wszystko już widział
głowa pełna, co chwilę przepis nowy
i taki na siebie pomysł wtedy przywdział:

"Jam jest Łukasz, Werterowy ów potomek...
Ból życia, istnienia, wszystkiego co możliwe,
tu anielskie skrzydełka i czarci ogonek,
a uczuć tych muszę zaznać prawdziwie.."

Zakochany bez pamięci, już na zawsze, no i basta,
Przez kosmos o miłości listy chciał pisać,
lecz za mała ta kurteczka, no i do krawca
czym prędzej, ekspresowo musiał się udać.

Zgolił wtedy wąsa, bóle życia go dopadły,
żyletka tępa strasznie, cierpienia piekielne,
z chłopczyka w mężczyzny obrządek pradawny,
łazienkowy który ziścić się musiał zupełnie.

Matka wzruszona i ojciec cały dumny,
siostra ze łzami za dorosłym woła bratem,
z dziecięcego żywota, w żywot rozumny
przeszedł odważnie, dorosły jest zatem!

Co z tego wynikło? Nic, bo na błędach wcale
uczyć się nie chce, no i zawsze wie lepiej:
"Kochanie, Łukaszku, rób co chcesz, ale...
Dej mi już pokój, do inkszy uciekej!"

"A to, że mosz zarost, mój TY dziubeczku,
wcale żeś chop tera nie oznaczo,
kup se lepi wiyncy chusteczków,
bo aura niemiło myśl ta roztaczo"